Korona Gór Polski - Barania Góra
- Aldona Dmowska
- 27 kwi
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 maj
Gosia, Kuba, Robert i ja... znamy się od kilku miesięcy, a połączyła nas fotografia. Nic więc dziwnego, że skoro obaj panowie są wielkimi miłośnikami gór, to w pewnym momencie padł pomysł wspólnej wycieczki. Trasa zaproponowana przez Kubę z Węgierskiej Górki na Halę Boraczą – roboczo nazwana przez niego „szlakiem śmierci” – miała wynieść ponad 30 kilometrów. No cóż, reakcja moja i Gosi była natychmiastowa i jednogłośna: głośne jęczenie, protesty i wizje naszej przyszłej upadłości na szlaku. Byłam pewna, że jeśli pójdziemy tą trasą, to po drodze jak nic obie wyzionęłybyśmy ducha, więc zamiast zdjęć krajobrazów byłyby tylko ujęcia nas obu rozwleczonych na szlaku.
Na szczęście Robert przejął temat i zaproponował alternatywę, równie malowniczą, ale dużo bardziej dostosowaną do naszych możliwości: z Wisły Białej przez Baranią Górę do Wisły Czarnej. To była trasa pełna pięknych widoków, ale przede wszystkim dostosowana do nas – z przewyższeniami, które dało się pokochać, a nie przeklinać.
Tak oto w ostatnią niedzielę kwietnia ruszyliśmy w czwórkę: Robert, Kuba, Małgorzata i ja. Aparaty – obowiązkowo. Wiadomo, jak idzie w grupie trzech fotografów, to nie ma mowy o szybkim tempie. Postoje co kilka minut, gdy światło prześwituje przez gałęzie, mech błyszczy wilgocią, a woda spływa po kamieniach – i to jest moment, który trzeba uwiecznić. Z planowanych 18 kilometrów zrobiło się finalnie… 25. Góry, jak zawsze, miały swoje poczucie humoru.
Pomimo zmęczenia, był to jeden z tych dni, które zostają z Tobą na długo – w głowie i w sercu. To nie była zwykła wędrówka. To był dzień, w którym cisza była równie cenna jak śmiech, a zatrzymanie się nie było oznaką słabości, tylko sposobem na pełną uważność. Wędrowaliśmy godzinami bez pośpiechu. Rozmawialiśmy o życiu, fotografii, śmialiśmy się z własnych ograniczeń i pokonywanych kilometrów. A kiedy ciało mówiło „dość” (głównie moje), robiliśmy przerwę. Nad wodą lub na polance. W słońcu lub w cieniu. W milczeniu lub w śmiechu.
Zatrzymywaliśmy się przy kaskadach wodnych, które prosiły mnie o długi czas naświetlania. Dzięki wbudowanym filtrom ND w moim OM System mogłam zostawić dodatkowy sprzęt w domu i fotografować swobodnie, lekko, bez zbędnego „gratyzmu” na plecach. Uchwycić miękkość wody, ruch światła, ciszę ukrytą między drzewami – to było jak medytacja.
I jeszcze jedno…
To był dzień, który przypomniał mi, dlaczego tak kocham fotografię w terenie. Bo zdjęcia to nie tylko technika. To emocje. Wspomnienia. Ludzie. Dziękuję Robercie, Kubo i Gosiu – za wspólną drogę. Za każdy śmiech, każde „zaczekaj, zrobię jeszcze jedno ujęcie” i za to, że byliście. Powtórka? Zdecydowanie tak! Ale może tym razem – trzymajmy się tych ustalonych na początku kilometrów.
•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•
"Fotografia to sposób na uchwycenie chwil, które pozostaną na zawsze, nawet gdy one miną."
Anonim






























Komentarze