top of page

Urodzinowe podsumowanie

Zaktualizowano: 22 paź

Minione miesiące sprawiły, że wiele rzeczy nabrało nowego znaczenia. Niektóre słowa, relacje i granice przestały być oczywiste. Zamiast walczyć o to, żeby wszystko miało sens — zaczęłam patrzeć i rozumieć, co naprawdę go ma.


Fotografia, jak zwykle, prowadziła mnie przez życie — czasem w ciszy, czasem z przyspieszonym biciem serca. Były nowe doświadczenia i sukcesy: wygrany konkurs fotograficzny, publikacja w Foto-Kurierze, projekty uczące cierpliwości, innego punktu widzenia i pokory. Byli też ludzie. Niektórzy zostali, inni odeszli, a jeszcze inni wycofali się — może po to, by wrócić, gdy będą gotowi. Każdy zostawił we mnie coś ważnego.


W tym roku było też sporo fotograficznych podróży i nowych doświadczeń. Drugi wyjazd do Wenecji przyniósł zupełnie inne emocje — więcej świadomości, mniej pośpiechu, za to więcej światła i obserwacji. Jednym z najważniejszych momentów pozostaje Warszawski Maraton Fotograficzny – intensywny dzień pełen emocji, obserwacji i improwizacji. Były wyprawy na Ponidzie, Spisz i powroty w Beskidy, które za każdym razem przypominają mi, że perspektywa naprawdę zależy od miejsca, z którego patrzysz. Warsztaty portretowe dały mi potężny zastrzyk wiedzy i inspiracji, a dzięki nim i moim pierwszym sesjom nauczyłam się, jak wiele daje praca z drugim człowiekiem po drugiej stronie obiektywu. Odkrywałam nowoczesną architekturę i koncertową scenę Dżemologii — miejsca, gdzie światło, dźwięk i ludzie tworzą nieprzewidywalną harmonię. Każde z tych doświadczeń czegoś mnie nauczyło — o fotografii, o ludziach i o samej sobie. Tak jak to, że szkocka potrafi być sztuką kontemplacji, z odpowiednim towarzystwem i dystansem do świata.


Mój drugi świat to wciąż Krav Maga Sagot — miejsce, które uczy, że prawdziwa siła zaczyna się od spokoju. Każdy trening to lekcja równowagi, koncentracji i pokory, ale też solidna dawka autoironii. Trenuję z ludźmi, którzy mają ogromne doświadczenie i jeszcze większe serce. Czasem wierzą we mnie bardziej, niż ja sama. Z nimi wylewam pot, śmieję się mimo zmęczenia i wiem, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być. No i cóż — wychodowali mi niewielkie bicepsiki, z których jestem nieprzyzwoicie dumna.


To był też czas fizycznych lekcji pokory — ciało czasem się buntowało, a czasem po prostu „zabetonowało”. Pierwsze poważniejsze kontuzje, kilka nadwyrężonych mięśni i powięzi, o których wcześniej nie wiedziałam, że je mam. Dzięki temu poznałam moc masażu i fizjoterapii, które ratują mnie przed zamianą w betonowy posąg.


Wciąż dużo od siebie wymagam. Może to kwestia ADHD, może charakteru. Gdy coś mi nie wychodzi, przeżywam to za mocno — ale z każdej porażki wyciągam wnioski szybciej, niż zdążę się na siebie obrazić.


Ten czas nauczył mnie, że granice nie są po to, by oddzielać, tylko by chronić to, co naprawdę ważne - siebie, a siła to konsekwencja. Czasem warto też odłożyć aparat i rękawice, by po prostu usiąść w ciszy i znów działać z sensem.


To był intensywny czas – pełen pracy, emocji i odkryć. Momentami brakowało tchu, siły i cierpliwości, ale dziś wiem, że każdy z tych momentów był potrzebny, żeby iść dalej.


Patrzę na to wszystko z ogromną wdzięcznością. Za ludzi, którzy potrafią mnie zatrzymać, gdy pędzę za szybko — albo pchnąć, gdy utknę w miejscu. Za tych, którzy wracają po cichu, jakby nigdy nie odeszli. I za to, że wciąż mam w sobie tę samą ciekawość świata — tylko coraz bardziej świadomą. Jestem wdzięczna także sobie — za to, że mimo wszystko się nie poddałam, nie zwolniłam, nie straciłam pasji.


Wchodzę w nowy rok życia z aparatem w dłoni i rękawicami w torbie. Z ciałem silniejszym, głową spokojniejszą i sercem, które nadal bije w rytmie już dwóch pasji.


•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•


„Nie wszystko musi być ostre, żeby miało sens. Czasem lekko rozmazane kadry opowiadają najwięcej.”

  • Fartfotka




Zdjęcia Robert Lutecki

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page