I Ukamba Capoeira Fest - weekend z Aruê Capoeira
- Aldona Dmowska
- 2 cze
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 15 cze
Są takie spotkania, na które się czeka. Nie dlatego, że są zaplanowane w kalendarzu, ale dlatego, że są zapisane w sercu.
Na I Ukamba Capoeira Fest, który odbył się w dniach 30.05–01.06.2025 w Kompleksie Sportowym Michał w Siemianowicach Śląskich, czekałam rok. Nie na sam event – lecz na ludzi, na ruch, na emocje. Na ten szczególny moment, w którym wszystko – ciało, muzyka, cała wspólnota Aruê – znowu spotykają się w kręgu.
I w końcu wydarzyło się. Tym razem nie musiałam nigdzie jechać. To capoeira przyjechała do mojego miasta, do Siemianowic Śląskich – miejsca, w którym się wychowałam, a które po raz pierwszy stało się sceną dla czegoś tak głęboko osobistego.
Społeczność Aruê przywitała mnie jeszcze cieplej jak rok temu i to było fantastyczne. Były znajome twarze, objęcia, śmiech, wspomnienia, dozmowy o minionym roku. Ale też coś więcej. Tym razem nie czułam się już „gościem”. Czułam się jedną z nich.
Ten rok nie był pustą przestrzenią między dwoma spotkaniami ze społecznością Aruê. To był czas mojej przemiany – nie tylko fotograficznej. Dzięki temu teraz z większym zrozumieniem patrzyłam na to, co dzieje się na parkiecie. Dzięki doświadczeniom z własnych regularnych treningów – choć w zupełnie innym systemie i stylu – zaczęłam dostrzegać i rozumieć to ile energii, skupienia i pracy kosztuje każdy układ, każde kopnięcie, każdy wyskok. To nie są tylko efektowne ruchy. To kontrola, siła, technika.
Pokaz trenerów podobnie jak rok temu wprawił mnie w osłupienie. Tempo, w jakim się poruszali. Płynność, która nie zwalniała ani na moment. Akrobacje jakby bez wysiłku. Ale to nie był popis tylko wiadomość – przekaz dla uczniów: „To wszystko – kiedyś będzie wasze.”
Równie mocno poruszyło mnie, jak dorośli grają w roda razem z dziećmi. Bez poczucia wyższości. Bez popisu. Za to z uważnością, cierpliwością i radością. Potrafią zejść do poziomu dziecka – nie po to, żeby coś udawać, ale po to, żeby je spotkać. Widziałam, jak pomagają, podpowiadają, wywołują śmiech i dają przestrzeń do błysku w oczach. W capoeira nie ma granicy wieku. Nie ma rywalizacji pokoleń. Wszyscy są równi – połączeni rytmem, szacunkiem i ruchem.
To nie jest tylko sport. To język, który mówi: „jesteś ważny, jesteś gotowy – tu i teraz”, niezależnie od tego ile masz lat i jak wysoko potrafisz podnieść nogę.
Patrząc na tych ludzi w ruchu – silnych, ale elastycznych. Skupionych, ale uśmiechniętych – zrozumiałam, że capoeira jest jedną z niewielu rzeczy, które tak pięknie łączą ciało i duszę. I nie chodzi mi o salta ani kopnięcia w powietrzu. Capoeira zaczyna się od ginga – od rytmu, od bycia obecnym. Naprawdę możesz zacząć w każdym wieku i z każdą kondycją. Z każdym poziomem odwagi. Bo Aruê to nie miejsce, gdzie się ocenia. To miejsce, gdzie się rośnie. Jeśli zastanawiasz się, czy to dla Ciebie – przyjdź. Zobacz. Usiądź w kręgu. Poruszaj się. Posłuchaj berimbau. Może znajdziesz tu coś, czego jeszcze nie znasz – a co od zawsze było Twoje.
Moja fotografia się zmieniła. Ja się zmieniłam.
W zeszłym roku nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać na evencie Aruê jako fotografka. Byłam pełna zachwytu, ale i ostrożności – nie chciałam niczego przeoczyć, a jednocześnie nie wszystko jeszcze potrafiłam dostrzec. W tym roku byłam spokojniejsza. Uważniejsza. Gotowa. Nie jako uczestniczka, ale jako ktoś, kto potrafi zobaczyć nie tylko ruch, ale jego sens. Pozwoliło mi to uchwycić więcej niż ciało w akcji – złapać intencję.
Obserwowałam dzieci, które dopiero zaczynają swoją drogę. Trenerów, którzy nie uczą z góry – ale inspirują przykładem. Ponownie spotkałam gości z Hiszpanii – ludzi, którzy są jednocześnie mistrzami i przyjaciółmi. Ich obecność miała w sobie coś z domu, coś z rodziny, coś, czego się nie zapomina. Była rozgrzewka, były treningi, były emocje. Pokaz, który wstrzymał oddech. Ceremonia, która zatrzymała czas. I roda, która – choć zamknięta w kręgu – otworzyła nas wszystkich na siebie jeszcze bardziej. Widziałam dumę w oczach dzieci, kiedy odbierały nowe sznury. Widziałam wzruszenie trenerów, które nie potrzebowało słów. Widziałam wspólnotę, która nie zna granic wieku, języka ani miejsca. I gdzieś pomiędzy tym wszystkim – byłam ja z aparatem i z sercem bijącym w rytmie berimbau. Z wdzięcznością za to, że mogłam nie tylko patrzeć – ale być częścią.
Capoeira to nie sport. To nie taniec. To sztuka relacji i przestrzeń, która łączy tych ludzi przez ruch, śmiech, szacunek i wspólne milczenie. Nie wiem, czy potrafię ją nazwać, ale wiem, jak się czuję, gdy w niej jestem – mile widziana dokładnie taka, jaka jestem, chociaż jestem tylko przez kilka chwil w trakcie roku.
Dziękuję, Aruê za przyjęcie i za energię. Za to, że od teraz Siemianowice nie będą mi się już kojarzyły tylko z domem rodzinnym – ale też z duchowym domem capoeiry.
W przyszłym roku organizacją batizado zajmie się sekcja Aruê z Katowic. Mam nadzieję, że znów będę mogła uwiecznić ten event na zdjęciach i spotkać tę niesamowitą społeczność – czując się ponownie przez chwilę jej częścią. Bo to właśnie zostaje na długo po ostatnim zdjęciu – spojrzenia, śmiech, poczucie, że w jakiś sposób jestem częścią czegoś większego, nawet jeśli tylko okazjonalnie. A może następnym razem, w tym kręgu, zobaczę Ciebie?
Jeśli chcesz rozpocząć swoją przygodę z capoeira pod okiem instruktorów z wieloletnim stażem trenerskim, należącymi do światowej grupy Aruê Capoeira, sprawdź na www.aruecapoeira.eu czy w Twojej okolicy odbywają się treningi.
•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•
„Fotografia to smakowanie życia w 1/100 sekundy.”
Marc Riboud

























































































Piękne zdjęcia, świetny tekst! Teraz jesteś już doświadczonym fotografem w świecie Capoeira! Człowiek ledwie wyskakuje a ty już wiesz, jak cykać, by dobrze salto ująć ;) Brawo!
Nie muszę nawet oglądać zdjęć aby te wspomnienia ukazały się moim oczom. Jednak zdjęcia dopełniają całą wizję i są genialne 👏. Gratuluję świetnego wpisu 🙂