Burano - barwy ciszy i dziecięcej radości
- Aldona Dmowska
- 6 mar
- 2 minut(y) czytania
Niektóre miejsca potrzebują więcej niż jednej wizyty, żeby naprawdę się na nie otworzyć. Burano – maleńka, bajecznie kolorowa wyspa niedaleko Wenecji – rok temu kompletnie mnie sparaliżowała. Zamiast robić zdjęcia, chłonęłam wszystko wzrokiem, ale nie nacisnęłam ani razu spustu migawki. Jakby zbyt wiele bodźców odebrało mi fotograficzny głos.
W tym roku wróciłam na Burano ponownie z pakujplecak.pl podczas karnawałowego fotowyjazdu. Tym razem towarzyszyło mi coś nowego – inne spojrzenie, streetowe oko, które zaczęłam ćwiczyć podczas wspólnych spacerów z Robertem. To dzięki tym spotkaniom nauczyłam się szukać opowieści w cieniu, w zwykłych przechodniach i cichych uliczkach.
Na Burano mieliśmy trzy godziny wolnego czasu na zdjęcia. Zamiast rzucać się w wir turystycznego centrum, wybrałam boczne ścieżki. Puste, spokojne, jakby czas płynął tam wolniej albo wręcz stanął w miejscu – przynajmniej dla mieszkańców wyspy. Przechadzałam się z moim obiektywem 20 mm, fotografując fasady domów w kolorach, których intensywność aż wibrowała w powietrzu. Fiolet obok czerwieni, zieleń sąsiadująca z cytrynowym żółtym – wszystko pod bezchmurnym, weneckim niebem. Spojrzenia na tego typu architekturę, fakturę i kolor nauczyłam się od niesamowitego fotografa, mojego serdecznego przyjaciela Tomka.
Po półtorej godzinie krążenia wśród kolorowych domów trafiłam na plac, na którym miejscowe dzieci grały w piłkę. Zupełnie jakby czas karnawału ich nie dotyczył. Usiadłam pod ścianą jednego z budynków i przez trzydzieści minut chłonęłam tę atmosferę – śmiech, tupot stóp na bruku, słońce rzucające ostre cienie. W pewnym momencie dostrzegłam chłopca siedzącego samotnie z boku, wpatrującego się w grających kolegów. Nie wiem, czy był zamyślony, czy po prostu czekał na swoją kolej – ale jego obecność w tej scenie i smutek na twarzy dodały wszystkiemu wyjątkowej głębi. Takie detale tworzą opowieść.
Wiedząc, że mam już w aparacie kadry, które doskonale oddają tę chwilę, ruszyłam w swoją stronę. Przyglądałam się turystom wybierającym pamiątki, robiącym selfie na tle suszącego się na wietrze prania między kolorowymi domami, zafascynowanym tym barwnym światem. Zrobiłam kilka ostatnich kadrów, już bardziej reporterskich – rejestrujących to, co między chwilą a światłem.
Burano już mnie nie paraliżuje. Burano mnie inspiruje.
Dziś wiem, że czasem warto dać sobie drugą szansę – nie tylko do zdjęcia, ale do spojrzenia sercem, bo najlepsze zdjęcia powstają wtedy, gdy jesteśmy naprawdę obecni. Gdy czujemy miejsce, sytuację i emocje – całym sobą.
•●•●•●•●•●•●•●•●•●•●•
„Dobre zdjęcie powstaje, kiedy fotograf przestaje patrzeć oczami, a zaczyna patrzeć sercem.”
autor nieznany























































Ekstra zdjęcia i wpis, bardzo lubię taki styl 👏